czwartek, 21 czerwca 2012

Jeszcze żyję - pauza nadal

Krótkie informacje...
Źle się nie czuję, ale jeszcze chwila jak wróce do rytmu :)
Obrona na 5! :)
Dziś wyjeżdżam...

Dziękuję za miłe komentarze, to na prawdę jest pomocne :)

wtorek, 12 czerwca 2012

pauza

Dawno mnie nie było, trochę się obecnie u mnie dzieje. Obrona pracy, czeka mnie wyjazd do pracy, załatwianie, załatwianie...
Jedyne co udało mi się w tamtym tygodniu dobrze zrobić to ćwiczyć. Tłuszczu jednak nie ubywa bo jakimś cudem uwielbiam sobie robić na złość. Chyba muszę poważnie nad sobą pomyśleć i zdecydować czego na prawdę chcę, a jeśli chcę tak jak myślę, że chcę to JAK TO ZREALIZOWAĆ i nie podcinać sobie skrzydeł przez dawne porażki, z którymi najwidoczniej jeszcze sobie nie poradziłam... Muszę zacząć myśleć jak zwycięzca, nie jak przegrany.

Uporam się z wszystkim, przemyślę, przeanalizuję i wracam do walki. To nie znaczy oczywiście, że mam zamiar teraz przeżerać się na maksa i nic nie robić, albo opuścić bloga. Poprostu nie będę tego tak wzniośle czynić przez chwilę :)

Pozdrawiam wszystkie zwyciężczynie:*

wtorek, 5 czerwca 2012

Treningi na tydzień 4.06. - 10.06

Już się nie mogę doczekać tego bólu mięśni! :) Wiecie co, czasem na prawdę ciężko się zmobilizować do ćwiczeń, w szczególności jak się ma tak zwany "dzień lenia", ale ćwiczenia to niespotykana siła, od razu robią z Ciebie innego człowieka. Każdy trening to sukces!



Czytałam teraz o tej książce Jennifer Hudson "I got this". Nie mam zamiaru jej czytać, ale tak sobie pomyślałam, że kobieta schudła przez rok 40kg, a ja z 10 mam problemy... Chyba czas popatrzeć na to całe odchudzanie z przymrużeniem oka. To nic wielkiego przecież. Rzuciłam papierosy z dnia na dzień, których po 4 latach nieustannego wysysania paczki dziennie myślałam, że nigdy nie rzuce. A tu taki sukces, za to z marnymi 10kg nie mogę sobie poradzić? Na prawdę żenujące.

Na prawdę mam siekę w głowie ostatnio. Moje odchudzanie przypomina mi conajmniej jakąś walkę Dawida z Goliatem, albo Kichota z wiatrakami. Czasem nie ma to sensu, czasem czuję się zwycięzcą, jeszcze innym razem popaprańcem życiowym. Całkowicie niezrównoważona, wymyślająca co chwilę nowe zasady gry, nowe metody, alternatywne źródła uleczenia, badź też wykorzystująca potęge podświadomości. To wszystko towarzyszy mi na okrągło. Mam wrażenie, że się ze sobą sprzeczam, prowadzę jakąś wewnętrzną wojnę domową, nad którą nie jestem w stanie zapanować. Nie rozumiem dlaczego tak ciężko mi siebie pokochać taką, a nie inną. Dlaczego odkąd pamiętam wydaje mi się, że ludzie będą mnie lubić, kochać czy adorować za figurę? Dlaczego gdy jak coś mi nie wychodzi zrzucam to na dodatkowe kilogramy? Jak chłopak mnie nie kocha to przez wagę, jak mnie rzuci to zapewne z powodu tłuszczu. Nie rozumiem fenomanu GRUBYCH SZCZĘŚLIWYCH. Chciałabym, ale nie umiem tego pojąć. Znam kilka takich osób i na prawdę zazdroszczę im nastawienia do życia.

Tyle smętów na dzisiaj, teraz kilka cytatów:

"Nie masz wpływu na otoczenie i innych ludzi, ale to ty sama decydujesz jak będziesz siebie traktować"

"Podążaj za tym co cię uszcześliwia, a wszechświat otworzy ci drzwi, nawet gdyby wydawało się, że w okół są same ściany"

"Zdecyduj czego chcesz - a potem skup się na tym"

" Nie skupiaj się na tym czego nie chcesz bo to też przyciągasz"

"Twoim celem jest to co mówisz, że nim jest. Twoją misją jest misja, którą sam wybierzesz. Twoje życie będzie tym co stworzyłeś i nikt nie ma prawa tego oceniać"

poniedziałek, 4 czerwca 2012

spowiedź tygodnia

Coprawda spowiedź tygodnia opublikowana zostanie dzisiaj, ale jest.

Piękne 5 dni zostało zaniechane podczas weekendu. W napadzie jakiegoś opętania, jadłam i jadłam. Może jest to winą piątkowej całkowicie nieprzespanej nocy, po której moja ochota na słodycze przebiła wszystko. Może tego, że mam słabą wolę, może dlatego że jestem niekonsekwentna, a najprawdopodobniej dlatego, że to jest taki mój zły nawyk, który trzeba w końcu zwalczyć. Nie chcę przywiązywać temu obżarstwu zbyt wielkiej wagi, traktować jako największą porażkę lub zapisywać pod tytułem "przegrana bitwa" czy coś w tym stylu. Nie pomoże mi to na pewno, zacznę myśleć o sobie tylko gorzej i gorzej, w efekcie się poddam. Ujmę to w ten sposób, jest to BŁĄD, zły nawyk, a że obiecałam sobie, że będę z nimi walczyć to moja walka nadal trwa. Było minęło, poddawać się nie zamierzam. Kolejny tydzień przede mną, kolejne wyzwania.

Punkt:
10 - przynajmniej raz w tyg pościć przez 24h - nie został osiągnięty, nie mogłam się zmusić pomimo że cały tydzień próbowałam.
12 - w weekendy jeść mniej - jak wiemy całkowita klapa, w moim przypadku na pewno było więcej
13 - każdy dzień odstępstwa od diety trzeba nadrobić kolejnego dnia - tak też teraz (poniedziałek, wtorek) nakazuję sobie pokutę.
25 - plan tygodniowego białka (zamieszczony kilka notek wcześniej) - zabrakło tylko kurczaka w niedzielę, reszta była
29 - plan ćwiczeń - mój sukces, chociaż niedziela nie mogła być zrealizowana ze względu na moje prace charytatywne to cały tydzień był na prawdę imponujący! :) Jestem z siebie zadowolona pod tym względem.

waga: 72kg (po obżarstwie)
talia: 72cm
biust: 89cm
biodra: 101cm
udo: 58cm
ręka: 29cm

Chociaż waga jest większa to obwody są mniejsze, zapewne zawdzięczam to ćwiczeniom, poza tym mięśnie trochę ważą :)

Pomimo, że to rozlicznie nie przedstawia się jakoś zadowalająco to jestem z siebie w jakimś stopniu dumna. Cały tydzień bólu mięśni, wysiłku ponad normę, zmęczenia i walki mnie zmobilizował. Będę dalej nad sobą pracować i wyzbędę się tych strasznych nawyków. W tym momencie to jest najważniejsze! :)

Pozdrawiam i dziękuję za komentarze :)

sobota, 2 czerwca 2012

SER ŻÓŁTY - moja zmora...

Troszkę miałam zakręcone ostatnie dni, nawyki trochę lepiej trochę gorzej. Jednak dziś dałam całkowicie po bandzie, wstyd się przyznać. Wszystko wyznam w jutrzejszej spowiedzi tygodnia. Trzeba się przyznać do błędów i iść dalej.
Przeczytałam dzisiaj, że kobiety, które prowadza dzienniki odchudzania, zapisują swoje złe dni i te lepsze sprawiają tym, że ich odchudzanie jest 50% bardziej skuteczne.

A tak mimochodem zastanawiałam się ostatnio nad wpływem SERA ŻÓŁTEGO na moje życie... No więc:
- zazwyczaj przez niego łamię dietę (nie przez słodycze czy inne)
- nigdy nie może się skończyć na jednym plasterku
- jak jest w lodówce to słyszę jak do mnie "woła" (ja go nigdy nie kupuję - mieszkam z rodziną)
- mogłabym go jeść tonami (nie potrzebuję do tego chleba)
- od dziecka był moją zmorą
- nawet jak obiecuję sobię, zakazuję, omijam to i tak w końcu go dopadam...

Zawsze myślałam, że on jest taką moją trucizną, złym tłuszczem, którego nie cierpię. W jakimś stopniu tak jest, ale nie jem go aż tak dużo, nie potrafię całkowicie go sobie odmówić, czasem skuszę się na więcej, ale jednak nie czyni mnie on niezdrową jednostką.

Sery twarde są jednym z najlepszych źródeł dobrze przyswajalnego wapnia i białka, chronią więc nasze kości przed osteoporozą a zęby przed próchnicą.
Ser żółty zawiera wapń, potas, fosfor i cynk. 7 gram sera zawiera tyle wartości odżywczych, co szklanka mleka. Dodatkowo ser utrzymuje korzystne ph w jamie ustnej i obniża demineralizację, dzięki temu kamień odkłada się wolniej.

Naukowcy przebadali przede wszystkim sery z dobrych gatunków, takich jak szwajcarski czy chedar. Popularne w Polsce wyroby seropodobne (Wyrób seropodobny od sera żółtego odróżnia wykorzystanie do produkcji tłuszczy roślinnych, mleka w proszku, skrobi pszennej. ), które w promocyjnej cenie 12,99 są sprzedawane w polskich sklepach, nie mają zdrowotnych właściwości.

Należy pamiętać, że sery zawierają dużo soli. Tak więc osoby cierpiące na nadciśnienie nie powinny jeść sera żółtego w nadmiarze. Wadą sera jest również wysoka kaloryczność.

Dlatego też musimy pamiętać, że sięgając po ser nie powinniśmy go zjadać w nadmiarze (ot co).

Ponadto nie powinno się go także spożywać w wersji roztopionej, zawiera wtedy wolne rodniki i pozbywamy go właściwości wpływających korzystnie na nasz organizm. Najlepiej po nim wypić zieloną herbatę :)



Może nie jest to zawrotnie interesujący temat, ale dla mnie ważny :)