środa, 30 maja 2012

W dalszym ciągu się trzymam w postanowieniach, chociaż dziś miałam ciężki dzień, czułam się masakrycznie zmęczona, aż ciut więcej zjadłam, nie wiem czy dużo bo nie licze kalorii już, ale myślę że wszystko w ramach przyzwoitości i umiaru.

Poza tym cały dzień biegania po Krakowie (dosłownie 7h na nogach), dodatkowo trening Ewy (ze 100 razy pomyślałam, że dziś nie dam rady go zrobić, a 101 że oczywiście że dam i dałam), na dobitkę TABATA (no co, planu nie wykonam przez Tabate? a poza tym kto mi tłuszcz spali? no i poszło). Więc choć dziś było na siłę to mam satysfakcję, że się nie poddałam.

Zmęczenie i wszelkie złe humory tłumaczę nadchodzącym za tydzień bronieniem licencjatu. Wymaga to jednak trochę nerwów i przygotowań, ale przecież dam radę jak zawsze :)

Nie wiem tylko... też tak macie że jak już przychodzi co do czego, ostatnia prosta do mety to wam się nie chce? zawsze przed sesją tak mam, cały rok się utyram jak nie wiem i przychodzi ostatni moment, a mi się już nie chce, robię bo muszę, bo kto zrobi jak nie ja...


Rozlicznie z dziś:
9 x NIE
14 x TAK
7 x NIE DOTYCZY

Gorzej niż wczoraj przez wafle ryżowe, ale bez popadania w skrajności, kolejny udany dzień! :)

wtorek, 29 maja 2012

bez weny ale do przodu

Nic wilekiego,
plan realizuję.
wklejam tylko rozlicznie z nawyków i do spania bo strasznie zmęczona jestem...



Tak dodam, że całkiem dobrze mi idzie... aż mi to podejrzane się wydaje.. musze być czujna :)

Pozdrawiam i dziękuję za komentarze, bardzo mi miło jak ktoś coś do mnie napisze, od razu chce mi się bardziej starać :)

Jaka w marzeniach?

"Odkryj jaką jesteś osobą. Wyobraź sobie siebie samą w sali kinowej. Gasną światła. Jesteś sama w ciemności. Czekasz z niecierpliwością, wiedząc, że lada moment pojawi się na ogromnym ekranie trójwymiarowy obraz twojego doskonałego ja, ja, które cieszy się dobrym zdrowiem, rusza się podskakuje z radości, mówi, śmieje się, je, gotuje, żyje zgodnie z wyborami, jakich dokonało. To ćwiczenie pomoże ci w zastanowieniu się nad tym, czy życie, jakie prowadzisz, odpowiada ci, czy jesteś w rzeczywistości tą samą osobą co na ekranie. Kreując nasze własnie marzenia, przestajemy spełniać cudze oczekiwania i zaczynamy wierzyć w to, że możemy dokonać zmian w naszym życiu."

A jaka ja jestem w tym kinie?






Taka jestem!



Tak dla mnie. Czas się rozliczyć z dnia wczorajszego:


Ogólnie dobrze mi poszło :) Jestem zadowolona i dumna z siebie! :D Chociaż ostatnio miałam lepsze wyniki z nawyków, ale pracować nad sobą wciąż będę!

niedziela, 27 maja 2012

Plany

Dziś piękny dzień, 70,6kg!!
Od rana przy kompie z pracą... ale w międzyczasie stworzyłam plan treningowy na następny tydzień, muszę jeszcze siłownianą garderobę odświeżyć i jestem READY :)



Rozpiska obejmuje również mniej więcej produkty jakie powinnam zjeść:



Umieszczam bo to kolejna rzecz do rozliczenia w moim przypadku. Stwierdziłam, że jednak rozliczać będę się w NIEDZIELĘ z tygodniowego planu.

Jeszcze kilka motywujących mnie cytatów z książki "Sztuka umiaru":

"Po jedzeniu nie czujemy się szczęśliwsi"
"Jeśli złe nawyki są drugą naturą to dobre też mogą się nią stać"
"Jeśli nie znamy uczucia głodu, nie doznamy również sytości"
"Samokontrola i dyscyplina to najcenniejszy skarb. Czujesz się wolna niezależna, samodzielna, lepsza i masz przekonanie, że potrafisz wszystkiemu sprostać."
"Kiedy chcemy osiągnąć w życiu swoje cele, musimy być wierni naszym wyborom i konsekwentnie przy nich trwać"
"Proste życie jest wolne od potrzeby luksusu..."
"Człowiek jest kowalem właśnego szczęścia, jak i rzeżbiarzem własnej udręki"
"Szukaj perfekcji w umiarze, wstrzemięźliwości. To tam ją znajdziesz"
"Żyć wykwintnie i elegancko oznacza nie spieszyć się, określić priorytety w życiu i skupić energię na rzeczach najważniejszych, tak aby nie obciążać niepotrzebnie umysłu."

piątek, 25 maja 2012

Fitspo

Zamieszczam inspirujące mnie brzuszki :) Od razu widać co chcę mieć na swoim, nie za dużo nie za mało... a tak idealnie :)












A to tak, żeby czasem się nie poddawać :)



Staram się żyć na tym wywarze z porów, ale pomimo że go piję to jem, nie dużo, ale jednak. Jakoś jak się całkowicie głodzę to czuję się jak dawniej... bezsensu.

Nie uwierzycie, ale moja nowa waga zupełnie inaczej liczy kilogramy... niestety na moją niekorzyść. Dziś rano: 71,3kg. Ale nie przejmuję się, niebawem zapomnę że kiedykolwiek tyle było.

Pozdrawiam serdecznie :)

środa, 23 maja 2012

waga

Dziś pierwszy dzień, na luzie, bez frustracji staram się wprowadzać nowe nawyki.
Może nie jest idealnie, ale będzie. Przynajmniej o tych zasadach myślę i dostosowuje się jak mogę, będzie coś z tego :)

Bilans z dnia dzisiejszego zamieszcze jutro.
Od jutra też ze 2 dni na wywarze z porów w celu zmniejszenia żołądka  (jak zalecali w książce).

Dziś zgrzeszę - piwko na krakowskim rynku (w sumie jest w zasadach to bez grzechu).

Kupiłam wagę elektryczną, aby codzienne, co do grama kontrolować sprawę. Ta, którą posiadałam do tej pory z gramami nie miała nic wspólnego.



Oto ona - nowa, piękna, niedroga (51zł):

                                                                    

                                                                          ********
(rozliczenie z dnia)
1. T , 2. N, 3. T, 4. N, 5. T, 6. T, 7. N, 8. N, 9. T, 10.-, 11. N, 12. -, 13. - 14. T, 15. N, 16. T, 17. - 18. T, 19. N, 20. T, 21. N, 22. T, 23. T, 24. T, 25. -, 26. N, 27. T, 28. T, 29.-, 30. N

14 x TAK
10 x NIE
6 x NIE DOTYCZY

Jak na pierwszy dzień nie jest źle, ale to NIE też nie wynika z całkowitego niedostosowania się, poprostu tak wyszło. Uważam ten dzień za sukces i liczę, że będzie tak dalej.

Teraz 2 dni na wywarze z porów! ehh... dyscyplina - radość i satysfakcja! Dam rade, a po tym będę się czuła lekka, mniejsza i pewniejsza siebie! :)

wtorek, 22 maja 2012

60 dni nowych zasad!

Przeczytałam książkę, zainspirowała mnie.

Postanowiłam, że już nie będę się odchudzać tylko wprowadzać właściwe nawyki w stylu życia. Codziennie będę odnotowywać wykonanie kolejnych podpunktów, takie rozliczenie z mojego przestrzegania nowych zachowań. Nie będę się też mścić na sobie jeśli coś nie zostanie w danym dniu zrobione tak jak powinno. Najważniejsze, żeby moje życie ogółem przypominało to wymarzone i żeby był to proces "na zawsze". 
Rozliczenie będzie też odnotowywane co tydzień w piątki wieczorem z założeń narzuconych na okres tygodnia.




Myślę, że powoli uda mi się to wszystko wprowadzić w życie. Lepiej wolno i konsekwentnie, a nie jak do tej pory w myśl "wszystko albo nic".

Jednak uważam, że powinnam dać sobie jakieś ramy czasowe. 60 dni. Do tej pory chcę mieć wszystko na TAK w rozliczeniu codziennym i tygodniowym.
Oczywiście po czasie 60 dni, jeśli jakaś zasada nie będzie mi odpowiadać to mogę ją zmienić lub zmodyfikować. Najważniejsze, żebym była przy tym wszystkim szczęśliwa :)

Nie robię żadnych odniesień jeśli chodzi o cele związane z wagą, ponieważ zakładam, że waga sama zacznie spadać.

Trzymajcie za mnie kciuki! Tym razem WYGRAM!

piątek, 18 maja 2012

Prawie obżarta...

Dziś dzień zaczął się całkiem przyjemnie, wstałam wcześnie bez żadnych złych symptomów, zjadłam śniadanie, od razu zaczęłam pracować na studia (piszę pracować bo moje studia w mniejszym stopniu polegają na nauce, raczej na rozwoju zdolności).
Dzień minął w miarę ok, ale od popołudnia zaczęło się... kukanie do lodówki... a może to, a tu tyci tyć... aż czuję że brzuszek się zaciąża. Godzina 19:00, a Ty myślisz.. lodówka!!!

Nagle wszystkie Twoje marzenia nie są ważne, wszystko jest do d... "i tak za dużo zeżarłam to co mi tam", " i tak będę gruba, cały czas myślę o tym żarciu, jestem jaka jestem, nic mi nie pomoże" i tak dalej... wszystko to składa się na odwiedziny w LODÓWCE.

Naszczęście w drodze do niej udało mi się przezwyciężyć siebie i opamiętać. Ale tym razem moje ockniecie się z transu nie jest wynikiem wielkiej wiary, tym razem zadziałała siła woli.

Kupiłam książkę, o której już długo myślałam "Sztuka umiaru" Dominique Loreau, może ona pomoże mi odzyskać wiarę, bo robienie czegoś bez entuzjazmu i efektów tylko po to, że tak się robiło całe życie na prawdę nie jest budujące i mobilizujące.

Mam nadzieję, że ta książka będzie lepsza od Allena Carr'a "Jak zrzucić zbędne kilogramy", przyznaję że metoda EASYWEAR dotycząca palenia papierosów mi pomogła i liczyłam na to samo czytając drugą jego książkę, niestety sukces się nie powtórzył, a ja jak zostałam ze swoimi kilogramami tak jestem.
Allen proponował jedzenie tylko jak się jest głodnym (dobre, ale czasem nie działa) i weganizm. Owszem nie jestem fanką mięsa, nie lubię tego smaku, ale nabiał jest dla mnie czymś bez czego ciężko mi żyć i chociaż jego założenia są słuszne i rzeczywiście człowiek zanim zszedł z drzew odżywiał się tylko roślinami - zgodnie z naturą, a nie przetworzonymi produktami bądź też biednymi zwierzętami to jakoś mam wrażenie, że na prawdę aby być weganinem trzeba wiedzieć więcej niż ja, dysponować bogato wyposażoną lodówką i na dodatek nie mieć wypatrzonego sposobu odżywiania. Tak więc weganizm, trochę ze strachu, trochę z wygody odrzuciłam jako myśl przewodnią mojej diety i dalej szukam guru (na marginesie: kiedyś był nim Dukan - dopóki nerki się nie zbuntowały).

Bilans na dziś:
- 1550 kcal
- Tabata trening

czwartek, 17 maja 2012

Treningi

Od wczoraj nic wiele się nie zmieniło. Waga i obwody takie same :)

Od 2 tygodni ćwiczę z Ewą Ch. - zachwycona efektami innych odchudzających się, po wilokrotnym odwiedzaniu strony i fb pani Ewy, stwierdziłam, że warto spróbować. Dotąd nigdy nie ćwiczyłam z video zawsze siłownia, karate, bieganie, siatkówka, sama sobie... ale video? No cóż, nie żałuję tego kroku tymbardziej, że odkąd skazałam się na bezrobocie moja sytuacja finansowa uległa całkowitemu pogorszeniu i mój "luksus" zwany "siłownią" będzie musiał poczekać.
Ćwiczenia Ewy są dla mnie całkowicie przystępne, polubiłam ten trening. Obawiam się jednak że 4 tyg. to dla mnie za mało na TOTALNĄ METAMORFOZĘ, pomimo że ćwiczę przynajmniej 5 razy w tygodniu i jem do 1500 kcal w kilku zdrowych porcjach to nie widzę jakiegoś rewolucyjnego spadku wagi, a umięśniony brzuch pod tłuszczem zawsze miałam. Ale przynajmniej czuję się szczęśliwsza jak zawsze po treningu.

Ostatnio znalazłam też inny trening, który postanowiłam realizować, TRENING TABATY.
W skrócie: ćwiczysz 4 min, ale na zasadzie interwału.
20 sek. ćwiczeń cardio na 100%  i 10 sek. przerwy i tak 8 razy.
Dopóki czarny pot cię nie zaleje, a Twoje mięśnie nie będą krzyczeć z bólu. Może Ci być słabo, możesz po tym leżeć jak kłoda, ale o to chodzi, bo po tym treningu dalej spalasz kalorie. Można biegać, skakać na skakance, jeździć na rowerze i wszystkie inne cardio, byle szybko, byle na 100%.
Trening wymyślony dla sportowców, ale podobno rewelacyjnie działa na grubasków. Podkręca metabolizm i spala tłuszcz.
No cóż - zobaczymy, oby tak było.

Jak na razie zrobiłam to 2 razy. 1 x skiping w poniedziałek, a 2 x przysiady we wtorek. Niestety wczoraj i dziś odpuściłam ponieważ mam kosmiczne zakwasy, tylko ręce są jeszcze sprawne. Treningi z Ewą dosłownie kaleczę od 2 dni, żeby znowu zrobić dobrze Tabatę muszę się trochę podkurować.

Swego czasu dużo biegałam, muszę do tego wrócić, bo w sumie to moje ulubione cardio.

Na prawdę tęsknię za siłownią :)

Wiecie co jest najgorsze? Jestem bezrobotna, a nie mam na nic czasu, cały czas coś robię, tu jakieś zlecenie, tu coś za free, tu studia, tu zjazd i tak dni lecą, nie wiem kiedy, a treningi dosłownie wciskam w harmonogram. Nie wiem gdzie tu sens?


 Bilans na dziś:
- trening z Ewą
- 1200 kcal
- 0,5 l wody + 220 ml soku pomidorowego + 220 ml soku z marchewki i jabłka
+ 440 ml zielonej herbaty + 660 ml kawy (!) = 2040 ml (kawy nie umiem odpuścić)

Fitnessinspiro:


środa, 16 maja 2012

Przywitanie

Witam,
dopiero zaczynam blogowanie, ale temat jest mi ogólnie znany.

Początki odchudzania datuję na 9 rok mojego życia (oczywiście całe dzieciństwo narzekałam na tuszę, aczkolwiek jak patrze na zdjęcia teraz to sama skóra i kości, tylko wyższa 2 głowy od innych). Dobrze wtedy zaczęłam, postawiłam na sport, morderczy bo morderczy, ale jak sądziłam było warto.
W wieku 11 lat moje postrzeganie odchudzania nieco się zmieniło, a właściwie drastycznie. Nagle weszłam na wagę, zobaczyłam że jest trochę za dużo i przestałam jeść. Szybko wtedy chudłam, szkło jak nie wiem, ale do czasu.
Na przestrzeni lat było gorzej i gorzej. Próbowałam na różne sposoby. Sport: siatkówka, bieganie i katowanie się dietami, głodówkami i tak dalej, nic nie przynosiło długotrwałych efektów.
16 lat - 72kg (175cm) - znowu dieta. W końcu zmobilizowałam się całkowicie i w ciągu 3 miesięcy schudłam do 53kg. Tak, było to dla mnie szczęście nieludzkie. Jednakże za takie efekty zazwyczaj się płaci - albo nie jeść aż do śmierci, albo jo jo. W moim przypadku wyszło to drugie.

Następne 2 lata any, proany, depresji i głupoty totalnej.
Aż w końcu wyleczona czasem i mądrzejszym spojrzeniem na sprawę wyszłam z tego.

Niestety kolejne 4 lata choć upłynęły radośnie i bez despresji (za to z paczką papierosów przy tyłku) przyniosły mi kolejne fale upadków i wzlotów. W tym samym miesiącu potrafiłam ważyć 63 i 72...
Byłam już na wszystkim i "Kapuściana" ,  i nie mieszania, MŻ, 1000 kcal, Dukana i co tam jeszcze wynalazłam. Najczęściej jednak byłam na swojej. Przez tyle lat nauczyłam się co lubię, wiem jak i co jeść i byłoby mi z tym całkiem dobrze, gdyby nie to, że na przestrzeni czasu, jedzienie zostało wyniesione do sacrum, mój organizm zrezygnował z pozbywania się jakiegokolwiek tłuszczu i kg, metabolizm też dość często szwankuje, piasek na nerkach, niedocukrzenie i niedoczynność tarczycy robią swoje. A na dodatek... NIEKONSEKWENCJA i NIECIERPLIWOŚĆ całkowicie mi przeszkadzają.
Potrafię być na diecie, obeżreć się, a potem znowu być na diecie. Czasem silna wola gdzieś umyka. Myślę jednak, że te małe uchybienia mój organizm mógłby w jakiś sposób przezwyciężyć i nie tyć, jednak ja już nie jestem osobą, która właśnie modli się aby jej pierwsza w życiu dieta poskutkowała.
Już zrobiłam wszystko, żeby mój organizm żył swoim życiem i miał mnie gdzieś. Chciałabym to odbudować. Przyznam, że pomimo mojej wiedzy, albo nie wiem jak, albo nie wierzę że można. Ale chcę, będę walczyć!

Tytuł bloga - fitness styl... dlatego że właśnie taki tryb życia chcę prowadzić, pomimo tego co jest. Kocham siłownie, bieganie, poszukiwanie treningów, wymyślanie swoich. Ale to za mało. Chcę więcej, chcę to widzieć i czuć. Mam dość obecnego pseudofitness stylu.

Zaczynam:
wzrost: 175 cm
waga: 70 kg
talia: 74 cm
biust: 91cm
biodra: 102 cm
udo: 62 cm
ręka: 28 cm
BMI: 22,9

tak oto jest: